Odcinek XXIV – Rejs z St Martin na Trynidad z przystankami na St Lucia, St Vincent i Tobago Cays

Dotrzeć tam i przeżyć to wszystko – bajka! Zrobić z tego film – czysta przyjemność. Załadować na serwer przebywając w Panamie – nie lada wyzwanie :)
Zapraszam do odkrywania lądowych szmaragdów i podwodnych pereł wschodnich Karaibów w towarzystwie Kuby, Natalii i naszym oczywiście…

Chaguaramas – Trynidad i Tobago

Do Chaguaramas dotarliśmy po dwudziestu czterech godzinach. To był długi i dość wyczerpujący, finałowy dla naszej czwórki, rejs. Tuż po zacumowaniu jachtu do bojki, nasze nozdrza wypełniła piękna woń palonego węgla, co zwiastowało ciepłą i finezyjną kolację na zwieńczenie rodzinnych wakacji. Restauracja Sails mieści się tuż przy kotwicowisku i w każdą środę i sobotę serwuje przepyszne dania z grilla. Hitem okazał się być Surf & Turf, czyli soczyście krwisty stek wołowy podawany z grillowanymi krewetkami. Porcje są na tyle duże, że zostaje jeszcze na przekąskę następnego dnia :)

O poranku wszyscy myśleliśmy już o powrotnym locie, pakowaniu, odprawie i załatwieniu transportu na lotnisko.

Trynidad, Chaguaramas

Nasze wspólne wakacje zleciały w mgnieniu oka, ale mimo to sporo przeżyliśmy, wiele zobaczyliśmy i zostało też trochę czasu na totalny relaks okraszony świeżą rybką.

Chaguaramas znajduje się w północno-zachodniej części wyspy, na zachód od Port of Spain. Od 1940-1963 roku stanowiło bazę marynarki wojennej USA. Aktualnie jest główną bazą jachtową na wyspie. Znajduje się tu marina, trzy duże ośrodki dla jachtów i łodzi motorowych oraz stocznie remontowe. W związku z tym, że Trynidad leży poza strefą huraganową, Chaguaramas zdaje się być świetnym miejscem do zimowania jednostek. Znajduje się tu urząd imigracyjny i celny, stacja benzynowa, w której można się również zaopatrzyć w wodę (nieodpłatnie), sklep z niezbędnymi atrykułami żeglarskimi (Bugdet Marin), mini supermarket, restauracje, darmowe łazienki w Power Boats, pralnia, kafejki internetowe i bank.

Z Chaguaramas prowadzona jest przez żeglarzy, na kanale 68 VHF, „rozgłośnia społecznościowa”. Codziennie o godzinie 8:00 rano, podawane są ogłoszenia o materiałach, częściach i jak to nazywają, innych skarbach z zenzy, które można dostać za darmo oraz takie, które ludzie chcą wymienić na inne. W ostatnim tygodniu karnawału, obfitującym w wydarzenia przyciągające turystów, podawane są również informacje o cenach i sposobach nabycia biletów na imprezy karnawałowe oraz o transporcie pomiędzy Chaguaramas a Port of Spain, stolicą karnawału.

Wadą tego miejsca jest brudna woda w zatoce, pełna ropy i czasami pływających śmieci. Ci, którzy zdecydują się spędzić okres huraganowy w Chaguaramas, podczas upalnego dnia znajdą ukojenie na ślicznej plaży Macqueripe – od strony Atlantyku – oddalonej o dziesięć minut jazdy samochodem.

Chaguaramas

Chaguaramas

Chaguaramas

Klejnot w koronie – Tobago Cays

IMG_9095Rejs z St Vincent na Bequia trwał zaledwie parę godzin. Zatrzymaliśmy się w Admiralty Bay, głównie w celu uzupełnienia zapasów jedzenia i pitnej wody. Mieliśmy spore szczęście, gdyż trafiliśmy w przeddzień dwudniowego święta związanego z karnawałem, podczas którego wszystkie sklepy miały być pozamykane. Jedzenie udało nam się zakupić tego samego dnia, z uzupełnieniem zbiorników musieliśmy czekać do rana. O poranku okazało się, że wodę możemy dostać tylko od jedynej, krążącej po kotwicowisku łodzi z wielkimi zbiornikami, która oferowała zielonkawą deszczówkę. Świetnie, że deszczówka, ale to życie w niej lekko nas zastanawiało. Nie mieliśmy jednak żadnego wyboru, jedynie brać to co było dostępne. Wodę wzbogaciliśmy kroplą chloru, uzupełniliśmy wszystkie zbiorniki oraz pięciolitrowe baniaki i ruszyliśmy w kierunku raju, czyli Tobago Cays, nazywane klejnotem w koronie na mapie turystyki morskiej Karaibów.

Tobago Cays

Następnego dnia byliśmy już na miejscu. Tobago Cays to pięć niezamieszkałych wysp: Petit Rameau, Petit Bateau, Baradal, Petit Tabac i Jamesby leżących w archipelagu Grenadyn w południowej części Małych Antyli, które od 1999 roku w całości stanowią rezerwat przyrody – Tobago Cays Marine Park. Czterokilometrowa rafa w kształcie podkowy, eksplodująca przeróżnymi kolorami i finezyjnymi kształtami oraz bogactwem fauny, osłania cztery wyspy przed gniewem oceanu. Petit Tabac natomiast, leżąca na wschód, chroniona jest przed falami dwoma innymi rafami.

Widok na wyspę Baradal z JamesbyWidok na wyspę Baradal z JamesbyWidok z wyspy Baradal na południeWidok z wyspy Baradal na południeWidok na wyspę Petit Tabac  Widok na wyspę Petit Tabac  Widok na wyspę Jamesby z Baradal Widok na wyspę Jamesby z Baradal

Widok na Hoof Chanel i wyspy Petit Rameau (po prawej) i Petit Bateau (po lewej)
Widok na Hoof Chanel i wyspy Petit Rameau i Petit Bateau

W pierwszej kolejności zatrzymaliśmy się po nawietrznej stronie jednej z wysp, aby być na otwartej wodzie, mieć więcej przestrzeni i bliżej do rafy, od której planowaliśmy rozpocząć odkrywanie świata podwodnego. Po wskoczeniu do wody okazało się, że oceaniczne fale i prąd są na tyle silne, że eksplorowanie pobliskiej fauny i flory może być wielkim wyzwaniem. Chwilowe zawieszenie się na powierzchni sprawiało, że woda przemieszczała nas w sekundzie z dala od miejsca przeznaczenia. Każdy przepłynięty kawałek drogi kosztował nasze mięśnie sporo wysiłku, a obawa o powrót na jacht pod silny prąd zniechęcała do dalszej walki. Po trzydziestu minutach prób i zmagania się z naturą, wróciliśmy na pokład. Z marszu przestawiliśmy się na bardziej odległą od rafy, zawietrzną stronę wyspy. Tutaj był luksus! Jacht stał spokojnie, nie bujało no i nurkowanie stało się bardziej owocne. 

Z każdej strony otaczał nas śnieżnobiały piasek i lazurowa, krystalicznie czysta woda, a kotwicowisko bardzo chętnie odwiedzały rekiny – Lemon i Caribbean Reef shark, żółwie zielone i płaszczki. 

Carcharhinus perezii  Lemon shark, Carcharhinus perezii  Acanthurus coeruleus Acanthurus coeruleus Dasyatis americana zakopana w piaskupłaszczka, southern whiptale, Dasyatis americana whiptale2whiptale28 Zakotwiczyliśmy tuż przy malutkiej wyspie Baradal, po jej południowo-wschodniej stronie, która okazała sie być domem iguan – legwana zielonego (iguana iguana), żółwi lądowych i różnych gatunków ptaków. Iguany były dosłownie wszędzie. W związku z tym, że prowadzą nadrzewny tryb życia, głownie tam je znajdowaliśmy. Dumnie wyciągnięte na konarach drzew wygrzewały swoje ciała w promykach upalnego słońca.  legwana zielonego (iguana iguana) legwana zielonego (iguana iguana) legwana zielonego (iguana iguana)Żółwie natomiast, przy lekkim szumie suchych liści, oddawały się wzniosłej chwili. Nie mogliśmy wyjść z podziwu, że tak mała wyspa może tętnić, aż tak bogatym życiem. żółw lądowy

Tobago CaysWidok na lagunę z wyspy był przepiękny! Kompilacja bieli i lazuru inspirowała, zniewalała i pochłaniała bez reszty. Przez długie godziny mogłabym tak siedzieć i delektować zmysły cudem natury.

Niestety rodzinne wakacje po mału chyliły się ku końcowi, co oznaczało opuszczenie Tobago Cays już po niespełna trzech dniach. Czekał nas tylko krótki postój na Union Island w celu dopełnienia formalności imigracyjno-celnych przed opuszczeniem kraju i mogliśmy ruszać w kierunku Trynidad, skąd Natalia z Kubą łapali samolot powrotny.

Dwugodzinny rejs na Union Island odbyliśmy w ulewnym deszczu i silnym, w porywach do czterdziestu kn wietrze. Kiedy dotarliśmy na miejsce wciąż padało i wiało. Podpłynął do nas pracownik mariny i z wielkim stresem w głosie namawiał nas na skorzystanie z boi cumowniczej, gdyż twierdził, że nadciąga sztorm tropikalny i kotwica może nas nie utrzymać. Zaoferował nam bojkę przeznaczoną dla jednostek wielkości kutrów rybackich, abyśmy spokojnie i bezpiecznie mogli przeczekać wichury. Mimo, że sprawdzaliśmy prognozę pogody parę godzin wcześniej, przez jego panikę w głosie i kiepską pogodę, daliśmy się namówić. Żaden sztorm nie nadciągał, pogodę sprawdziliśmy ponownie po zejściu na ląd. Zostaliśmy zwyczajowo oszukani z próbą naciągnięcia nas na koszty, gdyż po sezonie niewiele się tam dzieje. Dzięki temu, że nie płaciliśmy za bojke z góry, bez wiekszych skrupułów opuściliśmy kotwicowisko bez płacenia za chwilowy postój.

Ruszamy na Trynidad…

Jaskinia nietoperzy – Petit Byahaut, St Vincent

O piątej nad ranem dotarliśmy do Chateaubelair Bay. Uwielbiamy te wczesne poranki przy budzącym się słońcu, które z pełną gracją wyłania się zza horyzontu. Cały świat pachnie wtedy wyjątkowo pięknie. Wszystkie zapachy natury – ziemi, powietrza, wody, kwiatów, niczym nie zakłócone, wirują i hipnotyzują. Do tego ten spokój i cisza dookoła, aż chciałoby się szeptać, by nie budzić świata. 

Tuż po zrzuceniu przez nas kotwicy, zaczęli pojawiać się pierwsi kupcy oferując owoce. Już od wczesnych godzin porannych gotowi byli do pracy. To miejsce pokazało nam, że jeśli tylko chcesz, zawsze znajdzie się okazja, aby zarobić na utrzymanie. Tam ludzie żyją bardzo biednie. Nie mają super domów ani pięknych łodzi. Każdy pływa na tym co udało mu się zbudować, jeden przypłynął do nas nawet na kłodzie, by sprzedać nam worek mango!

I tym razem nie przepuściliśmy żadnej okazji. Owoców na pokładzie Indry, z każdym dniem, było coraz więcej i stwierdziliśmy, że przy takiej ich różnorodności, czas rozpocząć produkcję ponczu. Poncz pochodzi z Indii i w języku Sanskrit jego nazwa oznacza ‚pięć’ oryginalnych jego składników: alkohol, cytryny, wodę, cukier, herbatę lub przyprawy. Pierwsze dokumenty wspominające poncz w Europie pochodzą z Wielkiej Brytanii z 1632 roku, kiedy to przygotowywano go z wina lub brandy. Początek importu jamajskiego rumu w okolicach 1655 roku pozwolił na powstanie jego współczesnej wersji. 

W naszym wykonaniu trunek zrobiony był ze świeżych owoców: mango, guavy, ananasa, kalamondin i przypraw: cynamonu, kardamonu, świeżo startej gałki muszkatołowej, osnówki muszkatołowej (mace), goździków, liści laurowych zalanych karaibskim, 84% rumem i wodą. Już zaledwie po dwóch dniach upajania owoców alkoholem, napój gotowy był do degustacji. Smakował zniewalająco! Był jednak zdradliwy, gdyż moc rumu ukryła się za aromatem przypraw i mieszanką naturalnych soków. Owoce w nim zanurzone były tak pyszne, że można by je było jeść łyżkami.

Z Chateaubelair Bay przenieśliśmy się do Petit Byahaut, małej, spokojnej i urokliwej zatoczki z ruinami eco kurortu zniszczonego podczas jednego z huraganów, przypuszczam w 2010 roku. Mimo że dżungla zaczęła się już tam wdzierać, wciąż czuć dawny klimat miejsca.

W Byahaut głównie eksplorowaliśmy świat podwodny.

Petit Byahaut

Największą atrakcją okazała się być jaskinia nietoperzy (wejście od strony zachodniej)

Byahaut bat cave

z zapierającą dech w piersiach szczeliną pomiędzy skałami, którą wszyscy przepływaliśmy. Wdzierające się do środka słońce spektakularnie podświetlało lazur wody i zdradzało głębokość szczeliny.

Byahaut bat cave

Byahaut bat cave

Byahaut bat cave

Skały natomiast ubrane były w różnobarwny koral chętnie odwiedzany przez fantazyjne rybki. Świat podwodny w tym miejscu, aż tętnił intensywnymi kolorami i przeróżnymi kształtami. To była najpiękniejsza ściana pełna korali, gąbek i alg, jaką do tej pory widzieliśmy.

Byahaut

Byahaut

Poniżej: Xestospongia muta i jeszcze nie zidentyfikowany przez nas gatunek (zielona gąbka)

Byahaut

Poniżej: Callyspongia plicifera

Callyspongia plicifera, Byahaut

Poniżej: Aluterus scriptus

Aluterus scriptus, Byahaut

Poniżej: Diodon hystrix 

Diodon hystrix, Byahaut

Ośmiornica zwyczajna

Ośmiornica zwyczajna, Byahaut

Ośmiornica zwyczajna, ByahautJaskinia jest o tyle ciekawa, że ma dwa wejścia. Od południa szerokie i płytsze niż metr a od zachodu wąskie, pogłębiające się do piętnastu metrów. Nie łatwo było nam znaleźć to miejsce, tak więc dla zainteresowanych podaję dokładne koordynanty: 13 11.1678N 061 16.1622W. Jaskinia znajduje się na południe od Buccament Bay.

Najkorzystniej jest zakotwiczyć w zatoczce Petit Byahaut (również ciekawe pływanie z maską i rurką), od której jaskinia oddalona jest zaledwie o pół mili na północ. Po drodze przepływa się koło malowniczej skały z idealnymi półkami do skoków na wysokości pięciu i ośmiu metrów. Świetna zabawa dla śmiałków i miłośników wysokości. Da się tam również dotrzeć kajakiem, który można wypożyczyć w pobliskim Buccament. Jaskinia jest bardzo urokliwa, ale ze względu na sporą ilość żyjących tam nietoperzy, zalecamy nie ściągać maski. Zapach może lekko doskwierać :)

Po dwóch dniach eksplorowania pobliskiej fauny i flory, wyruszyliśmy w kierunku Bequia…

Tygiel Małych Antyli – Saint Martin / Sint Maarten

Spoglądasz na mapę, widzisz wyspę podzieloną pomiędzy Holandię a Francję i myślisz:’biorę euro, rozmówki francuskie lub/i holenderskie i lecę’? Dużo lepiej zrobisz wkładając w kieszeń garść zielonych i odkurzysz spamiętane dawno słówka angielskie – bardziej chodliwą walutą jest tu dolar amerykański, który w restauracjach, barach, taksówkach, busikach i sklepach (poza sieciowymi) przeważnie przeliczany jest na euro w stosunku 1:1. Jedynie z nielicznymi Francuzami nie dogadasz się po angielsku – reszta spotkanych tu ludzi porozumiewa się tym językiem biegle, choć przyznam, że odkodowanie różnorodności akcentów i dialektów wymagało sporej elastyczności umysłu i wysokiej aktywności szarych komórek.

IMG_2459

Podzielona na dwie części linią na mapie wyspa jest tak naprawdę dużo bardziej złożoną mieszanką ras, nacji, kultur i religii. Około 95% tubylców stanowią mieszkańcy pochodzenia afroamerykańskiego. Nie zauważysz tego jednak wychodząc na zapełnioną głównie amerykańskimi i kanadyjskimi turystami plażę, gdzie na kolorowych leżakach rumienią się ich blade jeszcze wczoraj ciała. Nie odgadniesz tego również wychodząc do baru czy restauracji, zwłaszcza po francuskiej stronie, gdzie nie tylko goście ale też i obsługa jest pochodzenia europejskiego. Do takich statystyk przystają natomiast muzycy – w tej grupie, wśród wielu widzanych przez nas na scenach i w barch artystów trafił się jedynie jeden biały perkusista. Muzyka grana na żywo jest jednym ze zdecydowanych atutów tej wyspy – od grania do kotleta po koncert reggae, każdego wieczora znaleźć można gdzieś dobre brzmienie. Na miłośników aktywności nocnych czekają niezliczone bary wypełnione często zapachem palonej jak papierosy marichuany, której dym nikomu nie zdaje się przeszkadzać. Holenderska strona oferuje hazard, wielkimi świecącymi na ulicy reklamami zaprasza na seks a twardzszych narkotyków nie trzeba długo szukać.

IMG_2542

Za dnia turyści gromadzą się na plażach, gdzie dla ich wygody oprócz parasoli i leżaków na skinienie palca podawane są chłodnie napoje, smaczne dania oraz kubły wypełnione lodem i butelkami piwa. Miłośnicy bardziej aktywnego spędzania czasu uprawiają kite i windsurfing, latają na spadochronie za motorówką, mącą wodę skuterami wodnymi lub ślizgają się po niej na nartach czy desce. Wszystko to znadziesz na kończącej się plażą nudystów, długiej Orient Beach. Kilka lokalnych firm oferuje wodne safari z maską i rurką, na które zabierają klientów skuterami bądź małymi motorówkami. Na pokładzie jednego z katamaranów dotrzesz do kilku najpiękniejszych plaż w ciągu jednego dnia lub jeśli wolisz superszybką motorówką popłyniesz na obiad do restauracji podającej największe na wyspie lagusty, eksponowane w przed podaniem w olbrzymim akwarium.

IMG_2730IMG_2729

Plażowicze lubiący dreszczyk emocji zbierają się na podejściu do pasa startowego międzynarodowego lotniska Princess Juliana Airport i klaszczą tym lądującym pilotom, którzy pozwalają zebranemu na dole tłumowi odczytać markę opon, sadzając maszynę tuż za odzielającym gapiów od początku pasa płotem. SXM jest tak słynne, że jego symbol powszechnie zastępuje nazwę wyspy. Nurkowanie, jazda konna, małpi gaj i inne czekające tu atrakcje na pewno nie pozwolą nikomu się znudzić pobytem na wyspie. Mały skrawek lądu, a każdy znajdzie dla siebie coś dobrego. Ludzie są przyjaźnie nastawieni do będących głównym źródłem dochdu wyspy turystów, są uśmiechnięci, nikt na ulicy nie prosił nas o pieniądze.

IMG_2710

Spokojna, bezpieczna wyspa wydawało nam się… Aż do nocy poprzedzającej nasz planowany start na południe, kiedy to postanowiliśmy wybrać się na imprezę ‚Pełnia na plaży’ w Grand Case, by ostatni raz posłuchać grającej reggae Uprising i pożegnać się ze znajomymi. Po jej zakończeniu weszliśmy na znajdującą się tuż obok miejsca zabawy betonową keję, przy której zacumowliśmy wcześniej nasz ponton i cały urok miejsca prysł a  wypełnione pokojem i miłością serca zalała gorycz. Nasz ponton znikł! Może cuma się rozwiązała? Może któryś z pijanych imprezowiczów wybrał się na rundę po kotwicowisku lub odstawia kolegę na jacht? Wokół cisza, nie słychać naszego silnika, nie widać dryfującego pontonu. Czas spojrzeć prawdzie w oczy: ukradli nam nasz środek transportu i zaraz na jacht wracamy wpław.

St Martin

Idąc plażą w stronę ‚domu’ zauważyliśmy rysujący się w najciemniejszym miejscu tego brzegu kształt pontonu. Czy to nasz? Do znajdująch się w głębokiej po pas wodzie bojek co krok przywiazana jest jakaś łódka… To nasz! Więc jednak rozwiązał się! Nie, ktoś mu pomógł… Pomógł też odwiązać się i znaleźć na piasku wiosłom, wyparować plastikowemu kanistrowi z paliwem oraz połamać się zabezpieczeniom silnika, który później zabrał i udał się z nim w niewiadomym kierunku.

IMG_2273

Pracownik stacji benzynowej w Marigot następnego poranka: ‚pewnie w Grand Case? zdarzają się tam kradzieże silników… nie, pontonów nigdy nie biorą’.

Pochodzący z Anglii mechanik silników zaburtowych mówi: ‚Sezon się skończył, turystów, a więc i kasy mniej to i kradzierzy więcej.  Jachtów też mało – prawdopodobieństwo, że padnie na Ciebie wysokie. Ja tam śpię w mesie, żeby nie dać im zbyt wiele czasu… a pod reką brecha. Pozbycie się takiego to przysługa… tylko trzeba się dowodów pozbyć, wypłynąć gdzieś dalej’.

Mało tego, że ktoś żeglarzowi silnik zaburtowy ukradnie to jeszcze następne cwaniaki korzystając z sytuacji, reanimowany cztero-konny złom chcą mu za 500 euro wcisnąć. Z łaską…

Na szczęście udało nam się znaleźć ogłoszenie żeglarzy, nie handlarzy i kupiliśmy ośmio-konną Hondę w bardzo dobrym stanie za 400 euro. Jego sprzedawcy oznajmili, że też już silnik im wcześniej skradziono, a ostatnio przewód paliwowy. W marinie w krótkim czasie ostatnio zginęly z pontonów trzy zbiorniki z paliwem. Nic nigdzie nie jest bezpieczne.

Nie dajmy nigdzie na świecie zwieść się pozorom stworzonym przez asfalt, chodniki i kolorowe wystawy. Może miasteczko przypomina Europę lub USA, ale w wioskach mieszkają niewykształceni, biedni ludzie, wśród których znajdzie się ktoś, kto stwierdziwszy, że masz więcej niż on, pomoże Ci zrozumieć jak to jest mieć mniej.

Lokalna specjalność St Martin – zupa z ‚cicho sza’

Wzdłuż linii brzegowej St Martin rozciąga się rezerwat życia morskiego. Takie zabiegi są coraz popularniejsze na Karaibskich wyspach, choć sam obszar może być ograniczony do jednej zatoki. Zakazy zaczynają się od ‚nie rzucaj sieci’ czy ‚nie strzelaj’ (oczywiście z kuszy) przez ‚nie wędkuj’ i ‚nie nurkuj bez licencjonowanego przewodnika’ po ‚nie kotwicz’. Ten ostatni chroni przed żeglarskim radłem trawę morską, będącą schronieniem drobnych rybek dennych i jednym ze składników diety tutejszych żółwi zielonych. W miejscach, gdzie rezerwat istnieje od dawna, życie podwodne jest znacznie bujniejsze i odwdzięcza się bogactwem korali, różnorodnością gatunków i wielkością ryb.

Istnienie rezerwatu nie wystarcza jednak by zmienić nawyki żywieniowe starszych mieszkańców wyspy, którzy od dziecka karmieni byli zupą z żółwia czy gulaszem z niezwykle delikatnego mięsa pochodzącego z jego brzusznej części.

Polują na te zagrożone wyginięciem stworzenia nocą by uniknąć złapania oraz kary więzienia i gotują potrawy z ‚hush hush’ [w wolnym tłumaczeniu ‚cicho sza’].

Spróbowalibyście zupy z ‚cicho sza’?

Noc żywej reggae – Saint Martin, Grand Case

Po długich poszukiwaniach żywej, karaibskiej muzyki dotarliśmy wreszcie do wyspy, która nie odcięła się od swoich korzeni! Grand Case na Saint Martin jest domem występów muzyków 7 dni w tygodniu – od poniedziałku do niedzieli, co noc z innego lokalu docierają do kotwicowiska dźwięki instrumentów grających różne rytmy z przewagą reggae, której w tak dobrym wykonaniu nie znaleźliśmy na żadnej z wcześniej odwiedzonych wysp.
Uprising to młodzi muzycy grający stare dobre oraz nowe własne, równie ciepło kołyszące kawałki. Poznaliśmy ich na imprezie ‚Pełnia na plaży’ i postanowiliśmy podążyć za nimi na kolejne, większe wydarzenie kilka dni później…

Jest to premierowy film naszego nowo otwartego kanału INDRA TRAVEL VIDEOS, który ma na celu prezentowanie przygód, wydarzeń, miejsc i ludzi w formie krótkich wideoklipów kierowanych do międzynarodowej widowni.

Odcinek XXIII – Rejs prawie dookoła Antigui i dzika Barbuda

Odwiedzane przez nas do tej pory wyspy leżały głównie na aktywnych lub wygaslych wulkanach. Tak strome jak zbocza wulkanów nad woda są ich kontynuacje pod jej powierzchnią. Krystaliczna woda je otaczajaca przybiera kolor indigo ze wzgledu na duże głębokosci sięgajace nawet kilometra w odleglosci kilkuset metrów od brzegu… Bialy i różowo-bialy piasek, jakim opsypane są plytkie brzegi Antigui i Barbudy, gra światłem i wyczarowuje z tej samej wody magiczny, idylliczny lazur… Milego seansu!

Lazurowy zawrót głowy – Barbuda

7 kwietnia 2014 Spanish Point - Barbuda Barbuda to istny raj na ziemi! Prawie cała wyspa o powierzchni 161 km kwadratowych jest dziewicza, w nikłym stopniu dotknięta cywilizacją i turystyką. Znajdują się tu zaledwie dwa luksusowe kurorty i jedno jedyne miasto Codrington skupiające blisko całą ludność wyspy, około 1.600 osób. Połowa pracuje na stanowiskach budżetowych, cała reszta mieszkańców natomiast jakoś sobie radzi, aby przeżyć. Prowadzi mały sklepik z artykułami spożywczymi i AGD, restaurację, salon fryzjerski, poluje na dziką zwierzynę i poławia ryby. Na Barbudzie obowiązuje zakaz sprzedaży ziem obcokrajowcom, dzięki czemu wyspa wciąż zachowuje swój naturalny stan i malowniczy obraz.

Spanish Point Barbuda 9

Niemal w całości otoczona jest rafami koralowymi, krystaliczną wodą i uroczymi plażami z biało-różowym piaskiem, które ciągną się wzdłuż całej linii brzegowej a dziewiczy krajobraz dopełniają palmy, mangrowce i dzikie konie. Wyspa stanowi niemal jeden wielki rezerwat przyrody. Każdego roku przylatuje tu około 5000 fregat, by składać jaja.

IMG_2064

Duża ilość raf i płycizn Barbudy potrafi być zdradliwa przez co wiele statków zakończyło tam swój rejs. Na dnie spoczywa około 120 wraków. Byliśmy bardzo ostrożni planując nasze przybycie na Barbudę. Start z Antigui wyliczyliśmy tak, aby dotrzeć na miejsce kilka godzin przed południem. Skrupulatnie przestudiowaliśmy mapę planując bezpieczny kurs, a będąc już kilkaset metrów od obszarów oznaczonych na mapie jako niebezpieczne, z dziobu obserwowaliśmy wodę szukając turkusowej, piaszczystej drogi pomiędzy ciemno-spanish point kanal rafyniebieskimi wypłyceniami. Kiedy dotarliśmy do kanału rozciągającego się pomiędzy rafami ze wschodu na zachód, nadciągnęła ciężka chmura i sprawiła, że wszędzie wokół widzieliśmy tylko ciemno-niebieską wodę. Ucieszyliśmy się bardzo z uwzględnionego na nieprzewidziane zdarzenia czasu, wykonaliśmy szybki zwrot na wschód, aby odpłynąć od niebezpieczeństw i przeczekać ograniczoną widoczność. Słońce wyszło zza chmur po kwadransie, a że było dwie godziny przed zenitem, idealnie podświetlało wodę przed dziobem skierowanym ponownie na zachód i spokojnie dotarliśmy do celu. Po zrzuceniu kotwicy wody pod kilem mieliśmy zaledwie pół metra – cała zatoka jest płytka, w porywach do trzech metrów i bardzo spokojna. Woda stanowi ponad połowę widnokręgu, co daje wspaniałe uczucie przestrzeni i bliskości oceanu. Otaczająca zatokę od południa i południowego zachodu gęsta rafa, zapobiega wdzieraniu się martwej fali, która potrafi mocno rozbujać zakotwiczony jacht.

Bezludne, urocze, zniewalające Spanish Point – nasze pierwsze zetknięcie z nieokiełznaną Barbudą. Barbuda - Spanish PointSpanish Point Barbuda 5Spanish Point Barbuda 1Spanish Point Barbuda 6

W takich miejscach naszą główną atrakcją jest obserwacja życia podwodnego. Spanish Point to raj dla nurków. Rafa roztacza się z każdej strony i ciągnie przez parę mil. Kontakt ze światem podwodnym jest jak balsam dla naszych dusz. Otaczająca nas fauna i flora, bogactwo kolorów i kształtów rafy, które momentami przypominają rzeźby, różnorodność ryb i białe, piaszczyste dno hipnotyzują i przenoszą w baśniowy wymiar. Sprawiają, że umysł nie błądzi po tematach, które zostawiliśmy nad wodą. Już przy pierwszym zanurzeniu jesteśmy tu i teraz i każdym zmysłem chłoniemy piękno chwili.

Spanish Point - tak wygladalo nasze kotwicowisko

caribbeanwhiptailstingray8Największe wrażenie zrobiły na nas płaszczki – Caribbean Whiptail Stingray (po lewej) i Southern Stingray (po prawej). Są raczej nieśmiałe, przyjaźnie nastawione do nurków i niesamowite, kiedy próbują zakopać się w piasku. Leżąc na dnie wachlują płetwami robiąc przy tym sporo zamieszania i burzę piaskową. Piach unosi southernray7 150x112się z dna i osiada na nich tworząc bezpieczną osłonę typu „mnie tu nie ma!”. Jeśli są jednak w ruchu to wyglądają jak ptaki szybujące po niebie, z gracją poruszając płetwami suną przed siebie.

Po kilku godzinach przebywania w wodzie, milo jest ogrzać ciało w promykach upalnego słońca.

Spanish Point Barbuda Indra 2Spanish Point to również cudowne miejsce na piesze wędrówki. Krótka droga przez lasek mangrowy prowadziła nad ocean. Czasami woda była tak wzburzona, że fale rozbijające się o skały rosły spektakularnie na wysokość pięciu metrów.

Spanish Point - Atlantyk Barbuda 3

Po tygodniowej wizycie przy Spanish Point przenieśliśmy się na parę dni do zatoki Cocoa, oddalonej o dwie mile na zachód. Równie piękne miejsce z czarującymi rafami, ciągnącą się w nieskończoność plażą i żółwiami pływającymi po kotwicowisku.

Cocoa Point BarbudaPrzed opuszczeniem Barbudy zmuszeni byliśmy oderwać się od rajskiego, dziewiczego klimatu i zawitać w cywilizacji. Codrington odwiedziliśmy w celu dopełnienia formalności imigracyjno-celnych. Dotarcie do miasta było nie lada wyzwaniem, ponieważ Codrington leży w głębi wyspy po drugiej stronie olbrzymiej, nieżeglownej laguny. Wyprawa do miasta wniosła wiele ekscytacji, momentami z dreszczykiem emocji i odmiany od naszego idyllicznego pobytu na Barbudzie. Aby tam się dostać zapłynęliśmy jachtem w pobliże najwęższego i najbardziej płaskiego odcinka mierzei oddzielającej morze od laguny. Stąd dzieliło nas od celu już tylko, lub aż, przeniesienie naszego ciężkiego pontonu przez piaszczystą barierę i półtora milowe motorowanie przez lagunę.

Barbuda Low Bay Codrington 382x200

Ponton sprytnie udało nam się przeciągnąć po piasku, ale zwodowanie go nie było już takie proste. Po drugiej stronie przywitała nas zadziwiająco duża, jak na lagunę fala, wzbudzona przez wiejący, w porywach do 25 kn wiatr. Po kilku nieudanych próbach abordażu, w końcu udało nam się wystartować. Nasz silnik nie czuł powagi sytuacji i momentami odmawiał współpracy, co groziło powrotem na brzeg. Sam powrót i ponowna walka z falą nie stanowiłyby wielkiego problemu, gdyby nie to, że w wodzie, na trzy metry w głąb laguny, powbijane były stalowe pręty, na które nas znosiło. Cześć prętów miała bezpieczną dla naszego pontonu wysokość i była widoczna z nad wody, część natomiast znajdowała się pod wodą. Obawialiśmy się bardzo, że nasz dmuchany pojazd może nie przeżyć kontaktu z jednym z zanurzonych drutów. Na całe szczęście, zaledwie po piętnastu minutach prób i bez obrażeń byliśmy już w drodze, a po niespełna godzinie zmagania się z falą i wiatrem, dotarliśmy na miejsce. Miasto przywitało nas totalna pustką i ciszą.

IMG_2021

IMG_2029

Pod urząd imigracyjny dotarliśmy o 15:00. Niestety nie udało nam się nic załatwić, ponieważ tego dnia urząd pracował do 14:00, co oznaczało koleją przeprawę przez niespokojne wody laguny następnego dnia. Zrobiliśmy sobie spacer główną ulicą, aż w końcu dotarliśmy do jedynego, otwartego sklepu spożywczego. Przed sklepem grupka młodych chłopaków grała w karty popijając ukradkiem piwo. Był to Wielki Piątek i tego dnia na wyspie obowiązuje zakaz sprzedaży alkoholu. Ucięliśmy sobie pogawędkę z właścicielem sklepiku. Opowiadał nam o tym jak spokojnie i powoli toczy się życie na Barbudzie. O tym, że dziś wielu młodych mieszkańców nie docenia uroków rajskiego klimatu Barbudy i zaraz po ukończeniu szkoły ucieka z wyspy do większych miast w poszukiwaniu „bogatszego” życia. Wspominał również, że Barbuda odwiedzana była przez Księżną Dianę, która zatrzymywała się w okolicach Codrington, w kurorcie K Club. 1-go lipca 2011 roku plaża przy tymże kurorcie została nazwana jej imieniem. Podczas ceremonii w powietrze wypuszczono 50 ekologicznych lampionów, które miały symbolizować jej 50-te urodziny jak również światło nadziei na spokojną przyszłość i harmonię na świecie.

Święta Wielkanocne mieszkańcy wyspy spędzają nad brzegiem morza, przy Spanish Point. Rozbijają namioty, pływają na kite’ach, palą wielkie ognisko, rozstawiają grille i tak biesiadują rodzinami przez całe dwa świąteczne dni. Miła alternatywa do polskiego, statycznego świętowania przy stole.

Nasza wizyta następnego dnia w urzędzie imigracyjnym zakończyła się sukcesem. Przeniesienie pontonu przez mierzeję i wodowanie w rozbujałych wodach laguny było również bardzo udane. Miasteczko tym razem tętniło życiem. Mieliśmy okazję poznać wielu przemiłych mieszkańców Codrington i skosztować lokalnej kuchni – duszony ogon woła podawany z ryżem wzbogaconym o zieloną część selera, smażonymi na głębokim oleju ziemniakami i bukietem pysznych surówek.

IMG_1995

IMG_2090 285x150Nasze pierwsze Święta Wielkanocne w tropikach, w Low Bay. Podtrzymaliśmy tradycję malowania i stukania się jajami oraz świątecznego śniadania. Krótki kontakt telefoniczny z naszymi rodzinami sprawił, że dopiero dziś poczuliśmy jak jesteśmy daleko od wszystkich.

Barbuda to jedna z najpiękniejszych karaibskich wysp jakie do tej pory odwiedziłam. Pobyt tam był wyjątkowy pod każdym względem i magiczny. Wyspa zauroczyła mnie swym dziewiczym stanem, kryształem wody, niebywałym spokojem i bogatym życiem podwodnym. Nie wierzyłam, że takie miejsca jeszcze istnieją i mogą być tak skutecznie chronione przed ludzką destrukcją. Bez chwili zawahania bym tam wróciła.

Odcinek XXII – Rejs Trynidad – Gwadelupa z przystankiem na Martynice

Chaguaramas to jak do tej pory najmniej atrakcyjne z odwiedzonych przez nas kotwicowisk. Mimo nie najepszej prognozy postanawiamy wciągnąć kotwicę i teleportować się do jakiejś pięknej zatoki z krystaliczną wodą i żółwiami zamiast statkami i ropą wokół jachtu. Po wyjściu z zatoki Paria obieramy kurs północno-wschodni i trzymamy się nawietrznej…
Gwadelupa zaskakuje nas bogactwem życia w rezerwacie Jaques’a Cousteau i silnym spadowym wiatrem w nocy. Żegnamy ją krótką wizytą w Deshaies.