Czekaliśmy 6 dni na wiatr. Zatankowaliśmy propan, diesel i wodę, wypełniliśmy ładownię prowiantem i znów ruszyliśmy na zachód. Dobrze jest, kiedy człowieka nic nie goni…
Miesięczne archiwum: luty 2015
Odcinek XXIX – Kanał Panamski
Jesteśmy gotowi wypłynąć na szersze wody. Załatwiamy formalności, dołącza do nas Paweł i ruszamy z Atlantyku na Pacyfik… na skróty.
Rejs z Las Perlas na Galapagos
Przed opuszczeniem Panamy zapłynęliśmy na jeden dzień na Isla Condadora, aby wyczyścić kadłub przed dalszą drogą. Długi postój w Colon i Panama City sprawił, że dno Indry nie wyglądało za dobrze.
Galapagos jest pełne wymogów. Jednym z nich jest posiadanie nienagannie czystego dna jachtu, aby nie w wozić obcego życia. Czytaliśmy na stronie Noonsite, że władze portu, przy pomocy nurków, egzaminują każdy wpływający jacht na ich wody. Poświęciliśmy zatem Indrze szczególną uwagę i mimo walki z silnym prądem tego dnia bardzo dokładnie przygotowaliśmy dno łódki na kolejny etap podróży.
Start nie był lekki. Przez pierwszą dobę wiało do 45kn, fale były krótkie i dość agresywne. Po 24 godzinach wiatr zaczął słabnąć, a po 5 dniach zgasł zupełnie. Ocean stał się spokojny i płaski jak jezioro. To był najpiękniejszy odcinek tego rejsu. Świat stanął, a otaczający nas spokój dogłębnie przenikał. Przesiedzieliśmy długie godziny w kokpicie upajając nasze zmysły widokami płaskiej wody, zniewalającym zachodem słońca i zmysłową kompilacją księżyca, silnie świecącej Wenus i Marsa. Noc natomiast odsłoniła niebo pełne gwiazd i krystaliczne odbicia gwiazdozbioru w lustrze wody. Tej nocy nie byliśmy sami. Wokół jachtu słychać było obecność delfinów.
Po upojnych doznaniach postanowiliśmy wrócić do rzeczywistości. Włączyliśmy silnik i ruszyliśmy w poszukiwaniu wiatru. Po 12 godzinach trafiliśmy ponownie w strefę słabych wiatrów. Do genuy dostawiliśmy genaker na ówcześnie skonstruowany ze spinaker bomu bukszptyk i posunęliśmy do celu. Koncepcja dostawienia 3 żagla okazała się być bardzo trafna. Mimo słabego wiatru – 5 węzłów udało nam się utrzymywać prędkość jachtu 3-4kn. No, z lekką pomocą przychylnego prądu :)
9 dnia rejsu, 22 lutego o godzinie 2:34 UTC, na długości 87 30.62W przcięliśmy po raz pierwszy równik.
Po 10 dniach dotarliśmy na Galapagos, a 11 na Isla Isabela.
Pierwszy etap Pacyfiku, 1,050Nm zaliczony! Rejs był bardzo przyjemny i obfity w świeżego tuńczyka.
Jack, wielkie dzięki za częste przesyłanie prognozy pogody i propozycje kursu.
Kanał Panamski
Po trzech egzotycznych tygodniach na Haiti ruszyliśmy w dalszą trasę. Zgodnie z planem w połowie stycznia opuściliśmy Ile-a-Vache, by po pięciu dniach zapłynąć do Colon w Panamie. Pierwszego lutego dołączył do nas Paweł, nasz bliski kumpel i anioł stróż od pierwszych dni naszego rejsu. Zawsze nad nami czuwał, wspierał dobrą i fachową żeglarską poradą oraz przesyłał świeże prognozy pogody, kiedy płynęliśmy przez Atlantyk.
Przekroczenie kanału Panamskiego zaplanowaliśmy na trzeciego lutego. Przeprawa była bardzo przyjemna i wbrew opinii znajomych, którzy przekraczali kanał w zeszłym roku, zupełnie pozbawiona stresu.
Przeprawę można załatwiać na dwa sposoby, samodzielnie lub przez agenta. Prowizja agenta to koszt rzędu 350 – 1,000 USD. W naszym przypadku oszczędzania kasy gdzie się tylko da, prowizja okazała się być dużo za duża, tak więc postanowiliśmy wszystkie formalności załatwić sami. I dobrze się stało, bo jak się okazało cały proces jest banalnie prosty i szybki do ogarnięcia.
W pierwszej kolejności należy wysłać e-mail pod adres [email protected]
z załączoną, wypełnioną formą 4405.
Następnie wyznaczona zostaje wizyta pracownika kanału, który pojawia się na jachcie i dokonuje dokładnych pomiarów. Pomiary odbywają się na kotwicowisku „The Flats” leżącym na południe od doków Cristobal lub w marinie Shelter Bay (koszt postoju za 37f wynosi 40 USD za noc). Pół godziny po wysłaniu formy można już zadzwonić do biura pomiarów pod nr telefonu +507 443 2293 (24/7, pracownicy biura mówią komunikatywnym angielskim), by sprawdzić czy wiadomość doszła i ustalić termin wizyty inspektora. Inspekcja naszego jachtu odbyła się już następnego poranka. Inspektor zmierzył całkowitą długość jachtu, sprawdzał knagi, pytał o maksymalną prędkość jachtu płynącego na silniku oraz obroty przy tej prędkości, spalanie paliwa oraz ilość posiadanego na pokładzie diesla. Ku naszemu zaskoczeniu pytał również o posiadanie zbiornika na nieczystości. Wypełnił kilka formularzy, na jednym z nich trzeba było podać dane swojego rachunku bankowego (BIC i IBAN). Preferowana prędkość jachtu w kanale to 8kn, wymagana minimalna 5kn. ACP nie dopuści jachtu do przeprawy, który nie jest w stanie osiągnąć takiej prędkości. Z inspektorem ustala się również formę przeprawy – przy ścianie, alongside przy holowniku i na środku śluzy pojedynczo lub powiązany w tratwie z innymi jachtami. Formę przeprawy można sobie wybrać. Ze względu na wiry w śluzie nie polecamy wybierania pierwszej formy.
Z dokumentami, które wręcza inspektor należy udać się do oddziału City Bank znajdującego się nieopodal bramy wjazdowej do portu Cristobal, aby zapłacić za przeprawę. Do banku nie zalecamy zabierania broni, gdyż ochrona bardzo dokładnie przeszukuje każdego interesanta ;)
Koszt przekroczenia kanału za jednostki do 50f LOA wynosi 1,875 USD z czego 800 USD to depozyt, który odzyskuje się w przeciągu kilku tygodni po przeprawie uszczuplony o 25 USD za transfer międzynarodowy. Całą kwotę trzeba wpłacić gotówką. Alternatywnie można, zgodnie z tym co pisze na swojej stronie ACP, przesłać pieniądze na ich konto po wcześniejszym telefonicznym sprawdzeniu numeru rachunku. Poznaliśmy jednak żeglarzy, których poinformowano, że transfer nie jest możliwy.
Już dwie godziny po uiszczeniu opłaty można dzwonić do biura pod nr +507 272 4202 celem ustalenia daty przeprawy. Można wybrać pierwszy wolny termin lub w razie potrzeby późniejszy.
ACP wymaga posiadania czterech lin długości co najmniej 38 metrów i grubości minimum 7/8”. Liny oraz odbijacze wynajmuje Tito nr +507 6463 5009. My za cztery liny zapłaciliśmy 60 USD, za odbijacze 3 USD od sztuki. Tito okazał się być odpowiednim człowiekiem na odpowiednim stanowisku, gdyż był również w stanie załatwić formalności związane z pozyskaniem wizy tranzytowej.
Wjazd do Panamy z zamiarem żeglowania po niej wymaga wykupienia pozwolenia (cruising permit) za 192 USD. Wizy dla żeglarzy kosztują 100 USD od osoby. Przy wizie tranzytowej pozwolenie nie jest wymagane, a łączny koszt odprawy wjazdowej i wyjazdowej spada do 150 – 200 USD. Aby pozyskać wizę tranzytową nie należy udawać się po przyjeździe do kapitanatu lecz zadzwonić do Tito.
Przeprawa podzielona jest na dwa dni. Startuje się z „The Flats” i pierwszego dnia pokonuje trzy śluzy wynoszące jednostkę na 27 metrów n.p.m. My ruszyliśmy około 17:00, na jezioro Gatun wypłynęliśmy z trzeciej śluzy o 21:00 i do 22:00 byliśmy już zacumowani z pozostałymi jachtami przy bojce. Poranne kąpiele w jeziorze nie są zalecane, gdyż żyją w nim krokodyle.
Następnego dnia z rana jest ciąg dalszy. Do pokonania są również trzy śluzy. Na pokładzie ma się doradcę. Wyszkolonego, pomocnego i mówiącego po angielsku pracownika kanału, który nadzoruje całą przeprawę. O doradcę należy dbać, trzeba go nakarmić i napoić. Doradca nie zostaje na pokładzie na noc. Schodzi na ląd, a następnego dnia przydzielony zostaje inny pracownik. Na pokładzie musi znajdować się pięć dorosłych osób, cztery do pracy przy linach i sternik. My, w Club Nautico, przy którym kotwiczyliśmy, poznaliśmy przemiłego Panamczyka kapitana Wilka, który wraz ze swoją znajomą wyraził chęć darmowej pomocy przy linach. Pomocy można szukać również wśród żeglarzy, którzy czekają na swój wielki dzień. W zamian za wyżywienie i opłacenie biletu powrotnego z Panama City do Colon (autobus około 4 USD) chętnie pomogą przy linach. Jest to świetna okazja na zdobycie doświadczenia przed swoją przeprawą.
Colon nie zależy do bezpiecznych miast. Bardzo łatwo można paść ofiarą ulicznego gangu i stracić życie podczas strzelaniny. Na ulicach rozstawiona jest straż miejska, która informuje turystów o niebezpieczeństwie panującym w niektórych dzielnicach i odradza spacerowania po mieście. Wszędzie należy przemieszczać się taksówką. Koszt przejazdów kształtuję się między 1-4 USD.
W oczekiwaniu na przyjazd Pawła i dzień naszej przeprawy, wybraliśmy się na rzekę Chagres.
Miejsce jest dziewicze i piękne w najdrobniejszym szczególe. Kotwiczy się w samym sercu dżungli, na wybranym odcinku na rzece. Postój był wyjątkowy i bardzo odmienny od tego co już wcześniej przeżyliśmy, a to głównie za sprawą tętniącej całą paletą barw i różnorodnością dźwięków dżungli. Codziennie rozpieszczani byliśmy zmysłowymi koncertami. O wczesnym poranku pierwsze skrzypce grały małpy i papugi przy akompaniamencie delikatnego szumu liści palm, po zachodzie słońca ptaki i cykady. Każdy poranny koncert wzbogacony był o zmysłową projekcję z udziałem dużych, chabrowych motyli. Przez cały koncert siedzieliśmy w kokpicie jak zahipnotyzowani, dogłębnie odprężeni i zrelaksowani. Nasze życie w tym miejscu nabrało innego znaczenia, podróż przybrała innych barw, a serca biły w tempie andante.