Ostatnia odwiedzona przez nas wyspa na Małych Antylach przed startem na ABC…
Miesięczne archiwum: wrzesień 2014
Los Roques
Grenadę opuściliśmy zwyczajowo przed zmrokiem. Dzięki temu, że nasz start poprzedzały dwa dni słabych wiatrów, morze było dość spokojne mimo 20kn wiatru i lekko kołysało żeglującą baksztagiem Indrę. Płynęło nam się bardzo przyjemnie, utrzymując średnią prędkość 5,5 kn. Tym razem w planie mieliśmy dotarcie do Los Roques, które udało nam się osiągnąć już po 2 dniach żeglugi. Należący do Wenezueli archipelag Los Roques to niemal nienaruszony przez działalność człowieka atol, który leży 156 km na północ od wybrzeża Wenezueli. To labirynty raf, lazur płytkich wód, śnieżno-biały piasek, około 50 wysp, wysepek i skały. Na stałe zamieszkała jest tylko jedna, największa wyspa Grand Roque (Wielka Skała). Na Los Roques mieszka około 1,500 mieszkańców, co roku jednak archipelag odwiedzany jest przez tysięce turystów. Zatrzymaliśmy się przy jednej z bezludnych wysepek leżącej na południowy wschód od nieco większej wyspy, Lone Palm. Wyspa wyglądała jakby była stworzona z muszli conch’a. Takiej ilości muszli zebranej w jednym miejscu nie widzieliśmy jeszcze nigdy. Był to szokujący i dość zastanawiający widok. Na wyspie poza kilkoma opuszczonymi szopami rybackimi nie ma nic. Wygląda na to, że kiedyś w tym miejscu masowo wyławiano ślimaki. Dziś wody stanowią rezerwat przyrody, dzięki czemu sporo żywych ślimaków można spotkać na dnie morza. Był to zdecydowanie dużo milszy i przyjemniejszy obraz dla oka i duszy. Byliśmy jedynymi turystami w tym miejscu. Otaczał nas tylko spokój i bezkres krystalicznej wody wieczorami okraszony pięknymi zachodami słońca i delfinami chętnie odwiedzającymi tą część akwenu. Fauna i flora w tym miejscu, aż tętni życiem. Jednego dnia podczas nurkowania z maską i rurką zawiesiliśmy się w jednym miejscu, nad opadającym od 5m do 50m dnem i obserwowaliśmy jak toczy się życie pod wodą. Otoczeni byliśmy olbrzymimi papugo rybami, żółwiami, kalmarami, meduzami, chabrowo-czarnymi surgeonfish, barakudami. Co chwila przypływały inne gatunki ryb. Obrazy i kolory zmieniały się jak w kalejdoskopie! Los Roques nie należy do najtańszych miejsc dla żeglarza. Za odprawę, wizę i pozwolenie na kotwiczenie w tym wyjątkowym miejscu musielibyśmy zapłacić około 300 USD. Koszt trochę nas przerósł. Postanowiliśmy więc skorzystać z porad innych żeglarzy i zatrzymać się tam tylko na chwilę bez odprawy. Nasz pobyt był krótki, ale bardzo treściwy i piękny pod każdym względem. Żal nam było opuszczać te dziewicze, baśniowe i pełne magii tereny tak szybko, ale nie chcieliśmy kusić losu. Po zaledwie dwóch dniach ruszyliśmy dalej, w kierunku Bonaire.
Podwodny park rzeźb – Grenada
Dawno już nie zaglądaliśmy na nasz blog, a to wszystko za sprawą braku dostępu do internetu. Kolejna rzecz, której uczymy się podczas tej wyprawy – funkcjonowanie bez dostępu do sieci. Okazuje się, że się da i musimy przyznać dobrze nam z tym. Dopiero teraz zauważamy jak internet wciąga i okrada nas z bezcennego czasu. Pierwsza rzecz jaką zawsze robiliśmy docierając do miejsca przeznaczenia było sprawdzenie czy są dostępne otwarte sieci. Jeśli nie było, wpadaliśmy w lekka panikę. Jak to, mamy żyć bez internetu?! Teraz jesteśmy totalnie wyluzowani. Zapływamy do pięknych, dziewiczych miejsc, robimy rozeznanie co się dzieje pod wodą, odpoczywamy i dopiero później sprawdzamy czy mamy stałe połączenie ze światem. Dziś doceniamy jeśli go nie ma. Dzięki temu większą uwagę poświęcamy sobie, książce i innym czynnościom, które nas pochłaniają.
Wiele się u nas wydarzyło od ostatniego wpisu. Aktualnie jesteśmy na Curacao, ale zanim do tego dojdę zatrzymam się jeszcze na Grenadzie.
Zanim opuściliśmy Grenadę postanowiliśmy odwiedzić pierwszy na świecie podwodny park rzeźb.
Znajduje się w południowo-zachodniej część wyspy w Moiliniere Bay. Cała koncepcja narodziła się po tym, jak w 2004 roku huragan Ivan nawiedził wyspę i w dużym stopniu wyniszczył faunę i florę.
Jason deCaires Taylor, rzeźbiarz artysta, z zamiłowania nurek poruszony tragedią wpadł na pomysł stworzenia podwodnego parku rzeźb, który miał pomóc ratować ekosystem. Park został założony w 2006 roku. Rzeźby tworzą sztuczną rafę dając solidną bazę wzrostu koralom, gąbkom i algom, których nieskończona ilość drobinek unosi się w wodzie w oczekiwaniu na punkt zaczepienia. Podwodna galeria ma również przyciągać turystów w tą część wyspy, tym samym odciążyć pozostałe podwodne zakątki, aby koral miał możliowość szybszej regeneracji.
Na głębokości od 2 do 12 metrów znajduje się 65 rzeźb romieszczonych na 800 metrach kwadratowych morskiego dna. Wszystkie rzeźby zbudowane zostały z ekologicznego materiału.
Koral bardzo szybko zaadoptował sztuczną rafę i zaczął nadawać rzeźbom przeróżne kolory i kształty. Ciekawy projekt, który mamy nadzieję w szybkim tempie przysłuży się do odbudowy życia. Na nas jednak nie zrobił dużego wrażenia. Może dlatego, że przejrzystość wody tego dnia była dość słaba i nie pozwoliła na ukazanie pełni barw, a może to jeszcze za wcześnie na magiczne efekty.