Wzdłuż linii brzegowej St Martin rozciąga się rezerwat życia morskiego. Takie zabiegi są coraz popularniejsze na Karaibskich wyspach, choć sam obszar może być ograniczony do jednej zatoki. Zakazy zaczynają się od ‚nie rzucaj sieci’ czy ‚nie strzelaj’ (oczywiście z kuszy) przez ‚nie wędkuj’ i ‚nie nurkuj bez licencjonowanego przewodnika’ po ‚nie kotwicz’. Ten ostatni chroni przed żeglarskim radłem trawę morską, będącą schronieniem drobnych rybek dennych i jednym ze składników diety tutejszych żółwi zielonych. W miejscach, gdzie rezerwat istnieje od dawna, życie podwodne jest znacznie bujniejsze i odwdzięcza się bogactwem korali, różnorodnością gatunków i wielkością ryb.
Istnienie rezerwatu nie wystarcza jednak by zmienić nawyki żywieniowe starszych mieszkańców wyspy, którzy od dziecka karmieni byli zupą z żółwia czy gulaszem z niezwykle delikatnego mięsa pochodzącego z jego brzusznej części.
Polują na te zagrożone wyginięciem stworzenia nocą by uniknąć złapania oraz kary więzienia i gotują potrawy z ‚hush hush’ [w wolnym tłumaczeniu ‚cicho sza’].
Spróbowalibyście zupy z ‚cicho sza’?