Odcinek XXVI: Kotwiczymy kilka tygodni w Santa Crus na Curacao

Na Atlantyku rozpoczął się okres huraganowy, więc znajdujemy sobie bezpieczne miejsce na zahaczenie gniazdka na dłuższy czas. Przypadkiem lądujemy w sąsiedztwie kapitana Good Life. W ramach współpracy sąsiedzkiej udaje nam się wspólnie zamknąć nasze ważne projekty remontowo-konstrukcyjne. Ahoj!

Odcinek XXIV – Rejs z St Martin na Trynidad z przystankami na St Lucia, St Vincent i Tobago Cays

Dotrzeć tam i przeżyć to wszystko – bajka! Zrobić z tego film – czysta przyjemność. Załadować na serwer przebywając w Panamie – nie lada wyzwanie :)
Zapraszam do odkrywania lądowych szmaragdów i podwodnych pereł wschodnich Karaibów w towarzystwie Kuby, Natalii i naszym oczywiście…

Z północy na południe – powrót na St Lucia

Pięć tygodni w jednym miejscu… aż trudno w to uwierzyć. To był, jak dotąd, najdłuższy nasz postój. Grand Case na St Martin wciągnęło nas bez mała – żywe reggae, full moon party z ogniskiem na plaży, sympatyczni mieszkańcy, zniewalający widok z okna, darmowe wifi. To miejsce świetnie nadawało się do wykonania niezbędnych na tym etapie prac konserwatorskich na jachcie i wirtualnych na blogu.

sunset cor

Nadszedł jednak czas by ruszać dalej. Tym razem w planie mieliśmy powrót na St Lucia, gdzie umówieni byliśmy z naszymi najbliższymi – Natalią i Kubą.

Rejs na St Lucia nie należał do najłatwiejszych. Płynęliśmy bardzo ostro na wiatr przez co wszystkie luki mieliśmy pozamykane, ponieważ fale nieustannie przelewały się przez pokład. Gorączka pod pokładem, 33 stopnie celcjusza i stojące powietrze, były nie do wytrzymania. Kiedy dotarliśmy w cień Dominiki, wiatr zgasł zupełnie co skłoniło nas do opuszczenia drabinki znajdującej się na rufie i zanurzenia naszych „ugotowanych” ciał w chłodnym morzu. Co to była za ulga! Pozwoliło nam to już bez większej męki dopłynąć do Martyniki, gdzie planowaliśmy zrobić kilkudniowy postój, aby spotkać się ze znajomymi, złapać oddech po trzydniowej przeprawie i przygotować się na przyjęcie rodziny.

No i nadszedł długo wyczekiwany przez nas moment – odebraliśmy Natalię i Kubę z lotniska. Wypoczynek zaplanowali na dwa tygodnie, tak więc czasu mieliśmy wystarczająco dużo, aby pokazać im piękno i różnorodność Karaibów.

Kierowca busa Rosie, który pomagał nam w transporcie z lotniska, zaproponował, że jeśli tylko mamy ochotę, może pokazać nam najciekawsze atrakcje w okolicy – za 30USD od osoby, będzie naszym prywatnym szoferem i przewodnikiem przez cały dzień. Oferta brzmiała atrakcyjnie i zachęcająco, więc szybko daliśmy się namówić.

Rosie odebrał nas spod keji miejskiej w Soufriere, przy której kotwiczyliśmy. W pierwszej kolejności zabrał nas do naturalnego źródełka tuż u podnóża wulkanu, gdzie mieliśmy zażywać kąpieli błotnych. Bez chwili zawahania wyskoczyliśmy z ciuchów i zanurzyliśmy nasze ciała w bardzo ciepłej, błotnistej wodzie.

kapiel blotna

Tuż przy basenie stało wiadro z gęstą papką wulkanicznego pyłu, którą wcieraliśmy w skórę. Po tym zabiegu nasze ciała nabrały niebywale aksamitnej gładkości.

St Lucia

Zrelaksowani i podekscytowani kolejnymi atrakcjami ruszyliśmy dalej. Następny na liście był wodospad Superman’a. Na miejsce dotarliśmy chwilę przed sporą grupą amerykańskich turystów. Wszyscy ustawili się gęsiego i w parach podchodzili pod wodospad do zdjęcia. Trochę zabawnie to wyglądało. Mało było w tym radości i zabawy, bardziej przypominało masową produkcję zdjęć do oprawy w ramkę. W końcu przyszła pora na nas – nie mogliśmy powstrzymać szaleństwa na wodzy. Nic tak dokładnie nie masuje ciała jak woda spadająca z piętnastu metrów… chyba, że woda spadająca z większej wysokości :)

blog superman falls28blog superman falls1Opuszczając wodospad Superman’a przypadkiem zauważyliśmy, po drugiej stronie drogi, potok z malutkim wodospadem. Miejsce jest totalnie dzikie, otoczone pięknym krajobrazem a temperatura wody ani przez moment nie zniechęcała do zabawy. Wodospad okazał się być rewelacyjną alternatywą do skomercializowanego Superman’a.

blog stream130

blog stream16

blog stream117blog stream1

Nadszedł czas ruszyć dalej. Tym razem do The New Jerusalem, czyli do naturalnych, źródlanych basenów z różną temperaturą wody – chłodną, ciepłą i bardzo ciepłą. Od parkingu dzieliła nas tylko pięciominutowa wędrówka przez dżunglę. Nasz kierowca/ przewodnik, człowiek dżungli, wzbogacił nasz spacer pokazem zręczności władania maczetą. Zboczył ze ścieżki w poszukiwaniu kokosów – z wielką wprawą wbijał maczetę w kokos, unosił w powietrze i potrząsał przy uchu, by sprawdzić czy ma mleczko w środku. Cztery pełne kokosy znalazł w mgnieniu oka i kilkoma sprawnymi ruchami maczety je otworzył. Wyglądało to bardzo spektakularnie, a wszyscy wiedzieliśmy jak dużym wyzwaniem dla amatora jest ściągnięcie zewnętrznej, włóknistej, na pozór miękkiej powłoki orzecha.

blog termy4

blog termy1

Mieliśmy sporo szczęścia w The New Jerusalem, ponieważ byliśmy jedynymi turystami, którzy tam w tym czasie byli. Wszystkie trzy baseny mieliśmy wyłącznie do naszej dyspozycji. Delektując się pysznym kokosem i białym kakao, które również nasz przewodnik wyszukał w gęstej dżungli, upajaliśmy nasze zmysły rajską chwilą.

blog termy84

blog termy77

blog termy96blog termy56

Białe kakao ma delikatny jak jedwab miąższ, jest słodko-kwaśne i soczyste. Do tego wyglada urokliwie. Jego żołto-pomarańczowa skórka, śnieżnobiały miąższ i ciemne, duże pestki współgrają ze sobą niebywale apetycznie.

blog termy12

Po tylu wodnych atrakcjach dopadł nas potężny głód. Kierowca zabrał nas do sprawdzonej i często odwiedzanej przez lokalnych restauracji na tradycyjne, kreolskie jedzenie. Wszystko smakowało wybornie. Zamówiliśmy steka wołowego, kurczaka w curry i krewetki. Potrawy przyrządzone były finezyjnie, świetnie doprawione i wzbogacone o pyszne dodatki w postaci platy, ryżu i surówki.

lunch resized

Rosie okazał sie być super człowiekiem do interesów – spełniał wszystkie nasze, nawet nietypowe czasem, życzenia. Potrafi dbać o swoich klientów i nie oczekuje wygórowanej zapłaty za swoje usługi. Przy większej ilości osób chętnie negocjuje cenę. Jeśli będziecie kiedykolwiek w Soufriere, gorąco polecamy jego usługi:

Rosemond’s Taxi Service, Soufriere, St Lucia – tel: +1758 486 9918

Stojąc na kotwicowisku w Soufriere, każdego dnia odwiedzali nas lokalni na swoich drewnianych, kolorowych łódeczkach sprzedając nam bardzo dojrzałe owoce – mango, papaje, pomarańcze, kalamondin, awokado, banany, ananasy, guavy, przepyszny water apple i soursoup. Natalia z Kubą nie przepuścili żadnej okazji i z wielkim podekscytowaniem kupowali co rusz to nowe owoce, wypełniając siatki Indry niespotykaną dotąd ilością różnorodnych kolorów i kształtów. Wszystko smakowało wyjątkowo pysznie. Już po samym zapachu wirującym w powietrzu czuć było, że owoc dojrzewał w naturalnym słońcu. Soczyste i słodziutkie mango dodane do muesli wybornie wzbogacały nasze śniadania.

Tuż przed opuszczeniem St Lucia, zakotwiczyliśmy na dzień w malowniczej zatoczce Anse l’Ivrogne i w cieniu dużego Pitona eksplorowaliśmy rafę. Miło było znów wskoczyć do wody…

blog  snorki8

blog snorki2

blog snorki12

blog snorki5

Tym razem przyjrzeliśmy się bliżej stworzeniu, które spotkaliśmy już kilka razy wcześniej i przez ignorancję określaliśmy morskim patyczakiem. Dłuższa inspekcja pozwoliła dostrzec drobne szczypce na końcach dwóch przednich odnóży – a więc to jednak jest krab (Stenorhynchus seticornis)!  Poniżej jeden na lewo i drugi na prawo od mureny.

Murena i yellowline arrow crab

DCIM100GOPRO

I znów łącząc przyjemne z pożytecznym upolowalaśmy kilka skrzydlic, które podaliśmy naszym gościom w postaci tatara – byli wniebowzięci!

blog snorki28

Tak jak mamy w zwyczaju, chwilę po zapadnięciu zmroku podnieśliśmy kotwicę i ruszyliśmy w ośmiogodzinny rejs w kierunku Chateaubelair Bay na St Vincent…

Śladami Cousteau – Gwadelupa

Nazwana była przez Karibów Karukerą, Wyspą Pięknych Wód. W 1493 roku przemianowana przez Krzysztofa Kolumba na Santa Maria de Guadalupe de Extramadura (na cześć hiszpańskiego klasztoru).  W drugiej połowie XVII wieku, Francuzi skrócili nazwę do Gwadelupa.

IMG_0721

Zatrzymaliśmy się w zatoce Malendure leżącej pomiędzy Wyspą Gołębi (Pigeon Island) a górzystą częścią Gwadelupy, Basse-Terre. Kotwicowisko znajduje się w samym sercu rezerwatu morskiego im. Cousteau, słynnego badacza oceanów, który uznał ten akwen za jedno z 10 najpiękniejszych miejsc do nurkowania na świecie. Już po pierwszym skoku z jachtu do wody mieliśmy okazję przekonać się o bogactwie życia podwodnego – pływaliśmy z żółwiami i małymi rekinami a dno morza usłane było gigantycznymi karaibskimi ślimakami.

IMG_0685Dzień później wybraliśmy się na całodniowe nurkowanie z rurką wokół Wyspy Gołębi. Tam świat podwodny eksploduje życiem i to już zaledwie na kilku metrach głębokości. Tak pięknej i tętniącej całą paletą kolorów rafy oraz różnorodności ryb nie widzieliśmy jeszcze nigdy.

IMG_0760

IMG_0766

stoplightparrotfish14

Największe wrażenie zrobiła na nas Papugoryba. Jej wyjątkowe piękno kryje się w intensywnych kolorach wszystkich odcieni tęczy, które ulegają zmianie wraz z osiągnięciem dojrzałości (na fotografiach jeden z zaobserwowanych gatunków: młody osobnik po lewej, dojrzały poniżej).

ryba papuga res

Obok uroku zewnętrznego podobno kryje w sobie również bogactwo smaków. Ze względu na to, że jej dieta składa się głównie z żyjących na rafie alg zawierających toksynę (cigua), zjedzenie jednak zbyt dużej papugoryby może skończyć się ciężką i  nieuleczalną chorobą – ciguaterą.

 

Jedliśmy natomiast, pierwszy raz w życiu, Skrzydlicę Ognistą.

skrzydlica2Na każdej, odwiedzonej przez nas wyspie, natrafialiśmy na plakaty ekologów namawiające do polowania na tego drapieżcę. Wypuszczona przez hodowców Skrzydlica rozprzestrzeniła się w wodach Atlantyku i Morza Karaibskiego w bardzo szybkim tempie. Nie ma tu naturalnych wrogów, dlatego stała się poważnym zagrożeniem dla równowagi ekosystemu. Mimo tego, że jest toksyczna i potrafi być niebezpieczna dla człowieka, postanowiliśmy przysłużyć się ochronie środowiska i zapolowaliśmy na nią z kuszą. Skrzydlica jest dość statycznym celem a po odcięciu wszystkich kolców, w których znajduje się jad, staje się całkowicie bezpieczna. Okazała się być niezłym przysmakiem – jej mięso jest delikatne, soczyste i prawie nie ma ości.

IMG_0881

Chwilowy postój w ślicznym miasteczku Deshais, głównie w celu odprawy celnej i uzupełnienia wody. Do jedynego miejsca, które ją oferowało, można było podpłynąć tylko pontonem. W takich chwilach nieocenione stają się 5 litrowe baniaki po wodzie mineralnej.

Jutro ruszamy na Antiguę…